Zacisnęłam zęby.
- Tak. - Odparłam, spuszczając głowę.
***
- Nanako, czy pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem?
- Tak, sensei. Wymieniłeś zasady, których muszę się trzymać jako wampir.
- Wymień najważniejszą.
Dziewczynka zeskoczyła ze stołu i odłożyła książkę.
- Jeżeli ktokolwiek dowie się o mojej egzystencji...
***
Muszę go zabić.
Nie wytrzymałam i wybuchnęłam szaleńczym śmiechem.
- Przykro mi, Deidara! - Zawołałam, krztusząc się ze śmiechu. Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem. Zachichotałam, po czym przysunęłam się do niego.
- Wiesz, kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłam, wiedziałam, że twoja krew jest wyjątkowa! - Zasyczałam, uśmiechając się. - Zawsze czekałam na ten moment, w którym będę mogła ją wypić! - Nie kontrolowałam mojej drugiej połowy. Ona przejmowała nade mną kontrolę, obie pragnęłyśmy zaspokoić głód. Przykucnęłam w pozie drapieżnika, obnażając kły. W szaleńczo szybkim tempie rzuciłam się na chłopaka, chwytając go za kark. Drugą ręką odgarnęłam jego włosy z szyi. Oblizałam delikatnie jego skórę.
- Gomenasai, Deidara. - Mruknęłam, po czym wbiłam kły w jego szyję.
[Do posłuchania]
Po kilkunastu sekundach odsunęłam się od niego.
- Dlaczego? - Syknęłam, potrząsając nim. - Dlaczego, do cholery? Dlaczego się nie bronisz?! - Wrzasnęłam.
Uśmiechnął się smutno.
- Nie czuję takiej potrzeby. - Urwał. - Jeżeli chcesz mnie zabić, zrób to.
Moje źrenice rozszerzyły się.
- Jesteś szalony. - Powiedziałam, wpatrując się w niego pusto.
Zaśmiał się.
- Jesteśmy podobni, wiesz? - Powiedział cicho, obejmując mnie.
Nie wytrzymałam. Przytuliłam go, łkając żałośnie.
- Cii, nie płacz. - Szepnął, głaszcząc mnie po głowie.
Nie byłam pewna, ile tak przesiedzieliśmy. Nagle na moim karku wylądowało coś zimnego.
- Co jest? - Mruknęłam i odwróciłam się. Zewsząd otaczał nas biały puch, powoli spadający z nieba.
- Śnieg? - Westchnęłam i zebrałam trochę w dłoń. Po chwili na policzku poczułam coś mokrego. Otarłam łzy i wstałam z mokrej ziemi.
- Wracamy? - Szepnęłam do Deidary, podając mu rękę. Ten skinął głową i objął mnie delikatnie.
Tak wróciliśmy do siedziby.
Szczerze, to miałam ochotę zakończyć opowiadanie.
Nanako wypiła by całą krew Deia, potem wróciła do siedziby i zabiła resztę, następnie z żalu popełniłaby samobójstwo.
Ale cóż, jak to zwykle w takich sytuacjach... Przywiązałam się do tego bloga ^^.
Dedykacja dla wszystkich, którzy mieszkają w Warszawie, i którym odwaliło na widok śniegu xD.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze, że nie skończyłaś ^.^ Nota boska... Dobrze, że nie wykrwawiłaś Deia xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
U mnie nowa nota zapraszam xD
OdpowiedzUsuńŚwietna nota rozpiszę się później ,dobra?
Ani mi się waż kończyć! A nota świetna!
OdpowiedzUsuńNie cierpię śniegu... Uh... ohyda. A nota extra tylko czemu taka krótka Q__Q
OdpowiedzUsuńU mnie news
OdpowiedzUsuńNotka boska... Z tym śniegiem... Dobrze ,że nie zabiła Deia... A od tej muzyki... Przypomina mi coś. Początek bardzo podobny do piosenki którą grała mi kiedyś pewna osoba... Popłakałam się ,bo wiążą się z tym silnie rozczulające wspomnienia...
OdpowiedzUsuńKimiko