- Nareszcie! - Jęknęłam, wchodząc do siedziby. Wszystko bolało mnie jak cholera, byłam zmęczona, głodna, i szatan wie co jeszcze. Ziewając, weszłam do salonu.
- Ohayo. - Westchnęłam, zabierając Sasoriemu herbatę sprzed nosa i wypijając ją.
- Ohayo, Nanako - chan! - Powitał mnie, jak zawsze wesoło, Tobi. Uśmiechnęłam się. Ten dzieciak zawsze jest taki radosny, pomyślałam. W tej samej chwili do pokoju wszedł Itachi.
- Idź, Deidara jest u siebie. - Powiedział.
- Dzięki, Nii-sama! - Zawołałam radośnie, po czym wyrwałam Sasoriemu z rąk drugą herbatę i wybiegłam na korytarz.
***
- Nii - sama? - Zapytał zdziwiony Kisame, patrząc na Itachiego. Chłopak wzruszył ramionami.
- Jakoś tak.
***
- Deidara! - Zawołałam, otwierając drzwi. Chłopak zerwał się z krzesła i przytulił mnie.
- Cześć, Nanako. - Odparł z uśmiechem. Chwilę później poczułam jego usta na swoich. Oddałam pocałunek, wplatając rękę w jego włosy.
Zabić.
Przerażona, odepchnęłam od siebie Deidarę.
- Co się... - Zaczął. Uniosłam rękę, każąc mu przestać. Kilka razy głęboko odetchnęłam.
Krew.
Krew.
Krew!
Jęknęłam, opadając na ziemię. Głos stawał się coraz uciążliwszy. Nie dam rady, pomyślałam.
- Dei... - Powiedziałam cicho, wstając z ziemi.
- Wszystko w porządku? - Podszedł do mnie i przytrzymał mnie, żebym nie upadła. Objęłam go i wbiłam się paznokciami w jego plecy. Wolną ręką odgarnęłam włosy z jego szyi.
- Nanako, co ty...
Nie wytrzymałam.
Kilka kropel krwi skapnęło na podłogę.
Oderwałam kły od szyi Deidary i spojrzałam na niego przerażona.
- Cholera! - Jęknęłam, podtrzymując nieprzytomnego chłopaka. Położyłam go delikatnie na łóżku i sięgnęłam do kieszeni. Wyjęłam chusteczkę i przetarłam ranę na jego szyi. Przysunęłam do niego głowę i oblizałam ślad po kłach.
- Do rana zniknie. - Mruknęłam, usatysfakcjonowana. Wstałam i wyszłam na korytarz.
- Nanako, coś się stało? Kiepsko wyglądasz. - Zatrzymałam się, odwracając do Itachiego.
- Tak, wszystko dobrze. Nie musisz się martwić. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
Gdy tylko weszłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na podłodze, starając się zapanować nad oddechem. Przez cały czas targały mną wyrzuty sumienia.
- Prawie go zabiłam. - Powiedziałam pusto, rozgryzając czubek palca. Wsunęłam go do ust i wypiłam odrobinę krwi.
- Zapowiada się ciekawie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hm... Jakaś... Wampirza natura? O.o Wampiry rlz! ^.^
OdpowiedzUsuńAle swoją drogą, dobrze, że Sasori ma nerwy ze stali i nie strzelił bulwersa za kradzierz herbatki xD
Pozdrawiam :*
bohatersko ukradłaś Sasorowi herbatę ,a on nawet nie mrugnął...rany rządzisz kobieto xD. HA! Wamiry rządzą i nidgy nie odejdą! Pozdro ;*
OdpowiedzUsuńJej, biedny Dei. To było straaaszne! :D
OdpowiedzUsuńA Sasori uroczy, bo nawet nie kiwnął palcem, by ukarać Nanako za kradzież herbatki.
Ogólnie bardzo mi się podobał ten rozdział.
A no i najważniejsze... Co zapowiada się ciekawie? :>
Pozdrawiam!
O Lol... o mało co nie zabiłaj dei'a! ty...! >__<#### ale rozdział super, tylko czemu taki krótki?!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz na blogu! Twój blog również bardzo mi się podoba! ^^ Informuj mnie o nowych notkach w Księdze Gości.
OdpowiedzUsuńO_o' Boskie. Ta notka lepsza od tamtej !!
OdpowiedzUsuńKimiko